piątek, 29 maja 2015

Rozdział 1


(…) Gdy wreszcie odnalazłam drzwi na których wisiała plakietka „PRODZIEKAN” wzięłam głęboki oddech i niepewnie zapukałam. Od tej rozmowy zależało czy zostanę na studiach czy będę musiała powtarzać rok. Usłyszałam ciche proszę więc weszłam do środka. Ku mojemu zaskoczeniu pokój był skromy. Po prawej stronie stało duże mahoniowe biurko a na nim komputer, drukarka i starannie poukładane papiery. Nad komputerem wisiała tablica korkowa na której przypięte były plany zajęć różnych kierunków. Na krześle za biurkiem siedział starszy, siwy Pan z wąsem.
- Proszę siadać. Słucham. W czym mogę pomóc?
- Dzień dobry – usiadłam na krześle – No bo… chodzi o to że… - zawahałam się przez chwilę, odetchnęłam głęboko i dokończyłam zdanie – chodzi o to że kończy się sesja a ja przez problemy zdrowotne nie byłam w stanie się przygotować do egzaminów i chciałam prosić o możliwość wydłużenia sesji abym mogła się lepiej do niej przygotować.
- Dobrze, chwileczkę… co to za problemy zdrowotne?
- Chwileczkę – sięgnęłam po torbę i zaczęłam w niej szperać, po chwili wyciągnęłam z niej złożoną na pół kartkę A4 – proszę, tu jest zaświadczenie od lekarza. Mężczyzna poprawił sobie okulary na nosie, odchrząknął i zaczął czytać po cichu kartkę, po chwili złożył ją ponownie na pół i podał mi ją.
- Dobrze. A więc ile potrzebuje Pani czasu?
- Noo… tak z dwa tygodnie myślę że mi wystarczy.
- Dobrze, proszę iść do dziekanatu, napisać podanie, dołączyć kopie tego zaświadczenia a ja potem podejdę i podpisze
- Dobrze. Dziękuję bardzo. Do widzenia! – wstałam z krzesła i chwyciłam swoją torbę.
- Do widzenia.
Zamknęłam za sobą drzwi i udałam się do dziekanatu. Usłyszałam że ktoś biegnie w moim kierunku. Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętego i zdyszanego Michała. Dobiegł do mnie i oparł ręce na kolanach głęboko łapiąc oddech
- Ehh… Szukam Cię po całej uczelni! – wydyszał
- Tak. Cześć, Ciebie też miło widzieć – uśmiechnęłam się – znalazłeś już. Coś się stało?
- Tak. To znaczy nie. To znaczy – jąkał się chłopak – jak poszło?
- Dobrze. Muszę napisać podanie i mam dwa tygodnie na zaliczenie wszystkiego. Chyba dam radę. – uśmiechnęłam się lekko
- Jak będziesz potrzebować pomocy to dzwoń. Masz mój numer. Teraz muszę lecieć, poprawiam dzisiaj ćwiczenia. Trzymaj kciuki.
- Trzymam jak zawsze! – chłopak pocałował mnie w policzek i pobiegł.
- Głupek – szepnęłam i uśmiechnęłam się do siebie i ruszyłam do dziekanatu.
Napisałam podanie i dowiedziałam się że mam po nie wrócić rano. 

Wróciłam do domu i poszłam się przebrać w coś luźniejszego,



związałam włosy w koka na czubku głowy i udałam się do kuchni. Zrobiłam sobie kanapki, kawę i wróciłam do swojego pokoju i usiadłam nad książkami. Zerknęłam na zegarek, było niewiele po 17:00. 



 



Po chwili rozległo się pukanie do moich drzwi.
- Nie ma mnie! Uczę się! - krzyknęłam, pukanie jednak nie ustało - Matt! Nie ma mnie! - tak, Matt to mój starszy brat, kiedyś mieliśmy dobry kontakt, ale to wszystko było wtedy gdy mieliśmy wspólnych znajomych i... wspólne 'zainteresowania'. Oczywiście moje krzyki nic nie dały i po chwili ktoś wszedł do mnie do pokoju. Zerknęłam znad książki, po czym wróciłam do dalszej nauki
- Czego chcesz? - leniwie zapytałam
- Słabe powitanie kujonku. - wyszczerzył się do mnie - jak Ci idzie?
- A świetnie, ale przeszkadzasz mi... - odparłam nie odrywając wzroku od książki
- Bo może chciałabyś jakąś... pomoc z mojej strony, wiesz, mogę Cię wspomóc... - uśmiechnął się sztucznie i zamachał mi przed nosem torebeczką z białym proszkiem - no dawaj, wiem że za tym tęsknisz
- Nie! - krzyknęłam - Nie chcę! Ja z tym skończyłam! Już nie biorę! Zabieraj to ode mnie!
- Serio myślisz że nadrobisz cały okres spędzony na odwyku, nadrobisz wszystkie zaległości i zdasz semestr? Ojjj... - podszedł do mnie i objął mnie - moja mała, naiwna siostrzyczka
- Możesz dać mi spokój! Dam radę! 
- Jasne, jasne... nie wątpię. - wstał i skierował się do drzwi - ale, gdybyś jednak zmieniła zdanie to... - mój brat podszedł do biurka i położył na nim torebeczkę z białym proszkiem - nie wstydź się, pamiętaj, co w rodzinie to nie zginie - ponownie się do mnie uśmiechnął i wyszedł.
Odetchnęłam głęboko i wróciłam do nauki, co chwilę zerkając w kierunku 'prezentu' od brata.